11 czerwca 2011

Dokładnie 4 lata temu 11 czerwca 2011r Funy zawitał u nas w domu. Okres do drugiego roku pamięta jak przez mgłę z przebłyskami, także ciężko to określić jak dokładnie było. Pamiętam pierwsze spacery gdzie był taką małą kulką, i tak śmiesznie się poruszał, naszą pierwszą wizytę u weterynarza, i to że bardzo długo jąderka mu nie zeszły mimo że weterynarz w "hodowli" powiedział, że wszystko jest wpożątku i na miejscu.

Pamiętam jak bardzo "szarpałam" się żeby zaczął chodzić na smyczy mimo, że z perspektywy czasu wolałabym żeby bez smyczy chodził jak najdłużej. Takie przebłyski typu że trzymałam go na rękach i rozmawiałam przez telefon, a on postanowia przejść przez ramię i spaść (nic mu się nie stało ale upodobał sobie tą czynność bo potem zrobił tak jeszcze kilka razy). Jak kiedyś chciałam żeby przywitał się z psem wielkości shih-tzu, a on bał się jakby nie wiem czym ten pies był. Jak kiedyś zaczął wąchać się z buldożkiem francuskim Ramzesem (był luzem i nie atakował; ach ten czas) i odleciał od niego z piskiem na pół osiedla aż ludzie z okien zaczęli wyglądać (tamten nic mu nie zrobił). Picie mleka od Dejzi (labradorka) kiedy miała ciąże urojoną, a wcześniej widzenie w niej swojej małżonki. Potem zaczyna się 2 rok i zaczynamy się więcej uczyć nie tylko siad, waruj ale turlaj się, zdechł pies czy poproś; za smakołyki, które ewidentnie nie przypadały mu do gustu ale mimo wszystko robił to co chciałam. Aż wstyd się przyznać cóż to za smakołyki były (pedigree, chappi), no ale człowiek nie wiedział, teraz już wie i nigdy tego nie kupi więcej.
Zaczęło się chodzenie luzem i któryś z kolei zawał serca kiedy to prawie wpadł pod auto... (no comment!). Kilka prób zagryzienia psów 3x większych od siebie, uciekanie z podkulonym ogonem od tych mniejszych i szczeniaczków. Wizyty u psich fryzjerów i obcinanie psa z pozostawianą falbanką (rzecz której nie znoszę). Jak mówiłam zbyt dobrze nie pamiętam 2 pierwszych więc wydaje, mi się że nic więcej nie wycisnę z tego okresu.
Teraz zaczynamy 3 rok, a wraz z nim wielkie dokształcenie mnie w sprawach kynologicznych, zaczęcie czytać wiele blogów o tematyce psiej oczywiście wcześniej były to zaledwie 2 (teraz wydaje się to absurdalną liczbą do której nie mogłabym się ograniczyć). Zaopatrzyliśmy się w 5 frisbee choć żałuje bo te 4 pozostałe są trochę ciężkie co stwierdziłam po fakcie ;( (wiadomo polak mądry po szkodzie) ale pierwsze było i jest najlepsze. Opanowaliśmy sztuczkę trzymaj, która okazała się nie być wcale taka zła jakby się wydawało. Świadomość zadu, cofanie i resztę komend/sztuczek które znamy (ale o tym w innym poście). Odnowienie poproś, które zostało modyfikowane bo na początku wyglądało, tak że pies stał na dwóch tylnych łapach, a nie siedział. Pierwsze momenty gdzie było kilka psów których nie próbował zjeść ale powąchał się i nie wdawał w żadne spięcia ale dog niemiecki mimo wszystko okazał się za duży. Kilka porażek i sukcesów. Kilka podejść do nauki obiegania, których nigdy nie dokończyliśmy, chyba czas się za to zabrać.
Zaczęcie kupować Funemu mięsnych smakołyków na których punkcie oszalał. Zmiana karmy na lepszą (droższą....), koniec z saszetkami-marketówkami (nareszcie rodzice przestali je kupować). No i tak sobie żyliśmy do teraz. Mam zamiar od czerwca wziąć się porządnie do roboty (tym razem na serio i mam nadzieję, że dotrzymam słowa), już nawet zaczęliśmy rolkować (ja jadę on biegnie), mam zamiar zacząć biegać i spróbować coś z rowerem (ale to ostatnie się jeszcze zobaczy). Chcemy nauczyć się nowych rzeczy i nie tylko, ogólnie mamy ambitne plany na nasze życie od czerwca, a będzie ciężko w końcu ostatnia klasa trzeba napisać zaległe sprawdziany (historia*3 (o ile się nie mylę) i biologia *1), zanieść podanie do liceum i ogólnie będzie dużo rzeczy do zrobienia (będzie mi klasy brakowało, bo była zarąbista). Ale czas trzeba znaleźć i teraz już bez wymówek działać. Chcę zacząć coś w stronę amatorskiego frisbee ale to jeszcze nie potwierdzone. Zaopatrzyliśmy się w maszynkę i już jesteśmy po pierwszym naszym strzyżeniu i nie o było się bez kilku zadrapań (przyznam się bez bicia) przepraszam od razu Funego, ale to był pierwszy raz i więcej się nie powtórzy (że w sensie zacięcia bo obcinać będziemy się sami). Pierwszy raz stało mi się coś w palca (kciuka w dodatku prawego) na wycieczce jak graliśmy w siatę, jest to taki fenomen, że muszę o tym napisać (jeszcze nigdy nie miałam żadnej kończyny wybitej/zwichniętej/złamanej czy cokolwiek innego), a teraz palec zsiniał, spuchł i kości mu się poprzestawiały i czuć inaczej jak się go dotyka i się go zegnie. Tata proponował mi pociągnięcie ale nie powierzę swojego palca w niczyje inne łapki niż moje więc sama sobie pociągnęłam i niby pstryknął ale nic się nie zmieniło (tak fajnie pstryknął, nie pytajcie...). Takim aspektem kończe i życze nam jeszcze kilku/nastu takich rocznic,bo przez te 4 lata, mimo kilku zawałów było zajebiście.

1 komentarz:

  1. Gratuluję rooocznicy :D
    Tak ogólnie to sama chciałam mieć yorka, ale wyszło jak wyszło xD świetny pieseł, foty i ogólnie :)
    Proszenie też musimy dość intensywnie podtrenować bo zdarza się Roxanie stawać właśnie na tylnych łapach zamiest siedzieć :P
    Pozdrawiamy i zapraszamy http://www.roxithedog.blogspot.com/ :D
    K&R

    OdpowiedzUsuń