Dzisiaj emocjonalnie przeszłam ze skrajności w skrajność. Będąc rano na spacerze z pieskiem mogłam sobie pozwolić (zaspałam, byłam spuźniona na pierwszą lekcje a nie chciałam pędzić na łeb na szyje, nie pod koniec semestru gdzie dobrze jak będzie 5 osób w klasie, te dwa dni jeszcze chodziłam bo miałam iść do pani o oceny, a jutro jedziemy zawieźć rzeczy do schroniska i potem bye, bye szkoło do 25.06 bo ostatni dzwonek) go puścić, a właściwie to wzięłam go z domu bez smyczy i szelek (ostatnio tak spacerujemy), co prawda wychodząc z klatki widziałam jak pani idzie z psem, ale poszła za blok to myślałam, że idzie do domu (tam właśnie mieszka). Nie chciało mi się wracać po smycz, szelki więc go po prostu wzięłam i wyszłam. Na naszej drodze nie spotkaliśmy żadnego psa do momentu aż pies nagle przeleciał mi pomiędzy dwoma stojącymi obok siebie autami <w ogóle się nie zorjentowałam ;P>; nagle usłyszałam jakiś dźwięk wydany przez tą panią, odwróciłam się i zobaczyłam tylko kawałek psa który śmignął za auto. Pierwsze co, krzyknęłam "Funy! NIE!!", "STÓJ!!", "ZOSTAW!!". Mając w głowie czarne myśli "O Boże już nie mam psa", "Jezus on nie ma szans w starciu z tak wielkim psem", a kiedy tamten pies jeszcze warknął to "już zdecydowanie mam po psie". Jednak kiedy już wyszłam z za aut żeby zobaczyć jak ma się sytuacja moim oczom ukazał się piękny widok, mój kochany piesek był tak spokojny i bez agresji przy innym (nieznanym) psie, że zaniemówiłam a mój cały stres, zdenerwowanie zniknęły w sekunde; dosłownie. Z poziomu stres 9/10 przeszłam na chill-out 10/10. Jak już zobaczyłam że Funy tylko wąchał sobie z pewnego dystansu tego pieska tak mi się przyjemnie zrobiło.
Jest to tak wielkie osiągnięcie, tak wielki że nie umiem opisać tego słowami, tego jaka jestem dumnaz jego z naszych postępów. Jakiś czas temu nie pomyślałabym, że to będzie kiedykolwiek możliwe, a gdyby mi ktoś taki scenariusz przedstawił to powiedziałabym, że było by ekstra ale nie jestem pewna czy uwieżyłabym mu; rok temu napewno nie, ale kilka miesięcy wstecz to może... Jestem pewna, że dzisiejszy spacer zmieni naszą sytuacje już na zawsze, na pewno do psów, których nienawidzi nie przekona się od razu albo nieprzestanie je atakować tak hop siup, ale te bardziej neutralne to zobaczymy, ale pewnie już nie będzie ataku na nie. Ostatnio kiedy mijaliśmy się z psem to z dwóch opcji: atak, ucieczka wybrał to drugie, 1,5 roku temu wybrał by to pierwsze. Widać postępy jakie poczyniliśmy (w każdym bądź razie ja je widzę), są ogromne, ale też ile nam to zajęło. Myśle że na taki problem jest to stosunkowo krótko zwłaszcza, że poczyniliśmy je sami. Dużo zależało też od moich emocji, kiedy tylko przestałam się stresować na widok psów można było zobaczyć małe zmiany, pierwszy pies obok którego Funy przeszedł nie rzucając się tylko warcząc na niego, pierwsza (krótka) styczność Funego z innym psem gdzie się powąchali i odeszli bez spiny. Były to ogólnie takie małe szczególiki, ciężkie do zobaczenia, a ostatecznie przełożyły się na coś tak wspaniałego.
Jest to tak wielkie osiągnięcie, tak wielki że nie umiem opisać tego słowami, tego jaka jestem dumna
Super, że czynicie postępy! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńMoja Roxi też nie specjalnie lubi inne psy, jednak nie jest agresywna, ani nie ucieka- po prostu warczy na nie, ciągnie i obszczekuje ;')
Jednak wystarczy króciutkie, trwające choćby 2 sekundy powąchanie i może iść dalej. Można pomyśleć WTF? Za przeproszeniem. Pracujemy nad tym xD
Życzymy dalszych sukcesów i pozdrawiamy!
K&R
http://roxithedog.blogspot.com/
Nie to że ucieka gdzie pieprz rośnie ale szybko mija owego pieska (kiedy nie ma ochoty na bliższy kontakt).
Usuń