Rewa!

Jak wiecie lub nie w drugiej połowie lipca byliśmy z Funym pierwszy raz nad morzem; w Rewie, 7 dni od 18 do 25 lipca.

18 lipca pobudka 5 rano, dopakowanie ostatnich rzeczy i o 6 wio w drogę, nawet śniadania nie było bo "zjemy po drodze", co później okazało się fatalnym pomysłem bo nie było ani McD, ani KFC, ani nawet głupiej stacji z hot-dogami, dlatego przestrzegam was jeśli kiedykolwiek tata wam powie "nie jedzcie śniadania zjemy po drodze" a jedziecie autostradą, nie ufajcie mu, na pewno chce was zagłodzić :D
Droga zajęła nam stosunkowo krótko czasu; ok. 508 km przejechaliśmy w niecałe 7 godzin z upragnioną przerwą na jedzenie. Funy całą drogę przespał czasem zmieniając pozycje i co jakiś czas wyglądając przez okno. Na miejscu byliśmy przed 13, właściciel domu okazał się mega pozytywnym człowiekiem, choć przyznam byłam do niego źle nastawiona bo jak rezerwowaliśmy wczasy powiedział, pies na legowisku i chodzi w kagańcu. Okazało się że pies w kagańcu chodzić nie musi a legowiska w sumie nie miałabym gdzie wcisnąć, pokój był dość mały a sufit skośny i dosłownie spałam twarzą w ścianie :D ale to tylko mały minus, i nie ma co rozpaczać. Po zaniesieniu bagażu do pokoju poszliśmy zobaczyć i trochę posiedzieć na plaży; późniejszym popołudniem poszliśmy coś przekąsić do restauracji pod domem (ten sam właściciel) i uwaga dla każdego gości hotelowego jest 10% zniżki na jedzenie, niby nic ale tak miło.

Następnego dnia plaża gdzie Funy całkiem spoko się zachowywał, troszkę szczekał ale katastrofy nie było. Warto wspomnieć że przed plażą było pyszne śniadanko :P Gdzieś tak w połowie plażingu, smażingu wzięłam Funego i poszliśmy się trochę przejść gdzie pobiegał trochę za kamieniem, powchodził na dosłownie końcówki fal i został zmuszony do przepłynięcia gdyż wsadziłam go do wody i kazałam samemu dopłynąć do brzegu. I to 3 razy! Ok 15 zejście z plaży, ogarnięcie i coś zjeść. Potem trochę leniuchowania i na gofry, gdzie Funy chciał pozjadać wróbelki, ostatnio coś mu się dzieje i zaczyna atakować różne ptaki. Potem spać. W taki sposób upłynęło nam kilka dni, z tym że nie jadłam codziennie gofrów, a Funy nie za każdym razem został wrzucany do wody, i troszkę dalej wchodził ale nadal czekał, aż fale mu popchną piłkę pod nos. Przekonał się też jak kończą niegrzeczne pieski (fot. poniżej), poznał kilogramową suczkę Pepe, którą chciał zjeść ale której po założeniu namordnika i powąchaniu zaczął się bać (przytłoczył go jej rozmiar), także namordnik zdjęty a pies uciekający od Pepy. Funy koksu dopóki nie powącha się z psem :D Wymyśliłam też sposób na prowizoryczny "namiot" co by piesek nie leżał cały czas na słońcu własne ciało+koszulka +butelka, ja akurat miałam dwie; ważne żeby było w niej picie bo inaczej będzie nam się namiot zawalał). PS. 98% czasu siedział bez kagańca i w cieniu.
Oczywiście nie obyło się bez wycieczki, a nawet trzech, na początek zamek w Rzucewie i Puck.
W Rzucewie obeszliśmy zamek, zobaczyliśmy jak ćwiczą jazdę konną (prawdopodobnie przygotowywały się do jakiegoś występu, raczej na pewno) i zeszliśmy na plaże uważając na zostawione przez konie niespodzianki :D Posiedzieliśmy tam chwile ja popstrykałam fotki i udaliśmy się do Pucka/Pucku(?) na molo, a potem na gofra, wybraliśmy akurat taką budę, że normalnie kosmos, sposób przygotowania gofrów był po prostu niegrzeczny(tak to ujmę) zrobione wcześniej, właściwie nie wiadomo kiedy nałożenie nutelli i masy kajmakowej nie było wcale lepsze po chamsku nożem 2 razy przejechane, gofr może nie był taki zły ale to przygotowanie z Funym nie polecamy tej budy lepiej sobie zachować kasę na innego, gofra, świeżego. Po zjedzeniu gofrów wróciliśmy do Rewy, gdzie nic z Funym nie robiliśmy.


Kolejna nasza wycieczka była do Gdyni, gdzie trochę pospacerowaliśmy i wypiliśmy co kto chciał, pozastanawialiśmy się na czym polega gondola VIP w kole widokowym, przeczytaliśmy w internet  że są tam skórzane siedzenia i... telewizor, i uwaga moje pytanie "Po co w gondoli na kole WIDOKOWYM telewizor?". Dopiliśmy co nam w szklankach zostało i wróciliśmy (trip życia normalnie).
Ostatnią już naszą wycieczką były Mechelinki. Przeszliśmy molo Funy trochę podenerwował się na pieski, porobiłam "kilka" zdjęć przeszliśmy się zobaczyć czy jakaś kawiarnia, restauracja jest otwarta (nie była) i wróciliśmy :P

Tak minęło nam te 7 dni, Funy czasem głośniej, a czasem ciszej siedział na plaży, chciał zjeść różne ptaszki, na niektóre psy szczekał i warczał, przy niektórych szedł obojętnie, a z innymi chciał się zaprzyjaźnić(suczka yorka). Funy pierwszy raz pływał w morzu (nie z własnej woli, ale pływał), szalał na piasku i w większości czasu był luzem i  się słuchał.
Funego zachowanie na całym wyjeździe mogę określić na dobre z dużym plusem, drogę przejechał za to w obie strony wzorowo, ale z jazdą nie mogło być problemu :D
tak prezentowała się Funego sylwetka 19 lipca

1 komentarz:

  1. Morze, morze.. Musiał to być udany wypoczynek! Ależ zazdrościmy! :D
    Pozdrawiamy, Biscuit Life!

    OdpowiedzUsuń